Obrazki wojny otaczają nas dzisiaj codziennie. Chociażby zdjęcia syryjskich uchodźców pojawiające się na facebookowych tablicach, relacje w wiadomościach, nagłówki w gazetach. Zapewne też co jakiś czas w TV leci film wojenny, leje się krew, padają strzały, wybuchają bomby. Ludzie umierają i cierpią. Ale nawet gdy oglądamy takie obrazy, to raczej nas to nie rusza. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni, to już nie czasy, kiedy można człowieka zaszokować takimi rzeczami. Nawet gdy te informacje są przepełnione okrucieństwem i drastycznością, to często po prostu reagujemy obojętnie. Ruszamy dalej, no bo co mamy zrobić. Może też nie chcemy się w to zbytnio wgłębiać, bo popsujemy sobie nastrój, a życie i tak już jest wystarczająco przygnębiające... A może po prostu zaspokajamy dzienny głód tragedii i zapominamy, a jutro sięgniemy po nową?
Ja podczas czytania 13 wojen... zostałem wbity w fotel. Wstrząśnięty, przeżuty, przeprowadzony przez galerię z naprawdę strasznymi obrazami. Krzysztof Miller, wieloletni reporter wojenny, w życiu widział już niejedno. Ludzie chcą newsów, zwłaszcza tych złych. A gdzie jest źle? No wiadomo, że na wojnie. Dlatego jeździł po krajach, ryzykował życie, fotografował, wysłuchiwał, zapisywał i co najważniejsze - przeżywał. Myślę też, że niejednokrotnie cierpiał, co później poskutkowało leczeniem w Klinice Stresu Bojowego. A później napisał książkę i przelał te wszystkie straszne sceny, obrazy, historie, emocje na papier. I zaserwował nam, czytelnikom. Nie jest to łatwa i bezrefleksyjna lektura. Jest ciężko, brutalnie, zajmująco.