Dzisiaj sukces młodzieżówce gwarantuje świat przedstawiony i umiejętności pisarskie autora. Bohaterowie są ważni, ale aktualnie kreowani na jedną modłę, więc mało kto zwraca na nich uwagę. Warsztat autora jest ważny przy każdej pozycji, ale trzeba też pomyśleć nad tym, gdzie osadzi się akcję. Dystopia jeszcze się sprzeda, ale mroczne otoczenie nadprzyrodzonych istot niekoniecznie. No właśnie... same schematy. Wielokrotnie przerabiane, utarte, dobrze znane. Dlatego cenię sobie w młodzieżówkach oryginalność realiów. Przebudzenie Arkadii ma mafijno-mityczny świat Sycylii. Hm?
Rosa wyjeżdża z Nowego Jorku od matki na Sycylię, skąd pochodził jej ojciec. Jej rodzina - mafijni Alcantarowie - to jeden z najważniejszych klanów na wyspie. Wraz z przyjazdem do Włoch życie Rosy drastycznie się zmienia. Jej Sycylia to nie tylko słońce i pomarańcze, ale również sekrety własnej rodziny i śródziemnomorskie mity. Czy dowie się całej prawdy?
Już od pierwszych stron polubiłem Rosę - charakterna, zbuntowana, mówiąca to, co myśli. Z niczym się nie pierdoli, że tak powiem. Trochę bawi, sprawia, że twarz się uśmiecha. Niestety z czasem staje się trochę ciapowata, ale wciąż jakiś pazur w niej pozostaje, co sprawia, że zaliczam ją bardziej do zalet niż wad książki. Jak na młodzieżówkę, to serio nie jest źle.
O dziwo jest tutaj też wątek miłosny do przetrawienia. Niby zaczęty już na pierwszych stronach, ale tylko czasem na pierwszym planie, zdrowo poprowadzony, da się o tym czytać bez chęci gwałtownego wymiotowania czy fantazji z krwią, ostrymi przedmiotami i bohaterami w tle. Też, jak na młodzieżówkę, nie ma tragedii.
Za to coś, co mnie w tej książce naprawdę urzekło, to świat przedstawiony. Spalona słońcem Sycylia, śródziemnomorski klimat, mafijne porachunki i... mit. Mit o Arkadii (vel Atlantydzie, jak kto woli), który przez całą książkę pozostaje niby gdzieś w tyle, śledzi bohaterów niczym cień, trzyma się z boku akcji, żeby z czasem wynurzyć się i zawisnąć w powietrzu. Podoba mi się, że został tu wprowadzony, jednak jest trochę jak taki kamień wyciągnięty z wody i rzucony na stół (poetycko) - sobie jest, nic nie robi, tylko ocieka i tak w sumie to nie ma żadnego sensu i w ogóle to po co i kogo on obchodzi. Ale wciąż fajnie, że ten wątek Arkadii jest, tylko w następnych tomach autor musi nad nim trochę popracować i ładnie go rozwinąć, żeby wprowadzenie go do książki miało jakikolwiek sens.
Kai Meyer nie pisze źle, Przebudzenie Arkadii szybko się czyta, rozdziały łatwo wchodzą i tak się tę książkę przyjemnie wertuje aż do końca. Autor wybija się sycylijskim klimatem ponad inne młodzieżówki i zdecydowanie miło myśli się o jego książce, gdy wracają wspomnienia z tej włoskiej wyspy, na której wszystko się rozegrało. Są rzeczy, na które można ponarzekać i takie, które niczym się nie wyróżniają, ale ogólnie Przebudzenie Arkadii to przyjemna, lekka, warta poznania książka, która świetnie nada się jako zabijacz czasu.
Książka zwraca uwagę brakiem popularnego obecnie schematu w młodzieżówkach. I już z tego tylko powodu mam ochotę ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna, czy mam czas na nabijacze czasu, ale fabularnie jest ciekawie. Pierwszy raz słyszę o tej książce. Nawet okładka nigdy nie rzuciła mi się w oczy. Może kiedyś się skuszę, jeśli wpadnie mi w ręce.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, zaskakująco nieschematycznie. Ostatnio nieco stronię od młodzieżówek, ale brawa dla autorki, która nie rozwija wszystkim już znanych tematów. :)
OdpowiedzUsuńTo autor, nie autorka, ale spoko, aż do napisana recenzji myślałem, że przeczytałem książkę kobiety. ;-;
Usuń