Moje czytelnicze sumienie to jest naprawdę straszny potwór. Dobrze, może jest wielu popularnych i cenionych autorów, z którymi jeszcze nie miałem styczności, ale nie trzeba mnie od razu tak wewnętrznie niszczyć, gdy o którymś słyszę, halo, mój literacki sadysto! Jestem jeszcze młody, mam czas.
Jednak w końcu kolejny punkt więcej dla mnie. Spełniając moje postanowienia, sięgnąłem po jedną z książek Zafóna, który zdecydowanie zalicza się do typu autorów, o których wspominałem wyżej - akurat padło na Marinę. Barcelońską opowieść o dwóch nastolatkach splątanych w niezwykłą historię. Podobno mroczną, podobno świetną. Choć ja zamiast słowa "świetną" użyłbym prędzej... "średnią".
Tragedii nie ma jeszcze, gdy mowa o kreacji bohaterów. Choć Óscar jest zaskakująco nijaki i kilka dni po lekturze ulatuje z pamięci, to Marina jakoś jeszcze daje radę, chociaż niektóre jej decyzje potrafią przyprawić o... krótki potok brzydkich słów. Natomiast ojciec Mariny jest dość dziwną postacią, którą ciężko mi ocenić. Głównie wokół tych trzech osób skupia się akcja i wypadałoby w takim wypadku stworzyć jakichś mocnych, wyrazistych bohaterów, a Zafón, cóż... może i nie poległ całkowicie, ale również nie spisał się na medal.
Natomiast nieco gorzej jest, gdy zaczyna rozwijać się relacja Mariny i Óscara. Wszystko jest takie szybkie, nienaturalne i cudaczne, że aż nie chce się w to wierzyć. Ogółem ponownie nie ma czego chwalić, choć nie da się ukryć, że bez tego, co zaistniało pomiędzy tym dwojgiem, nie byłoby powieści.
Sporym mankamentem jest przewidywalność, bo już po kilku rozdziałach spekulowałem, jakie będzie zakończenie... i, uwaga, miałem rację. Podczas czytania obstawiałem również, jak rozwiną się niektóre sytuacje, no i - niestety - w wielu przypadkach dobrze trafiałem. Na niekorzyść Mariny działają też momenty tak infantylne, że ała - Óscara goni nocą po internacie wielki potwór. A co na to internat? Nic. Następnego dnia jedynie ktoś wspomni, że słyszał "jakieś hałasy". Nie mam zielonego pojęcia, co przed snem zażywają mieszkańcy owego budynku. I niech to pozostanie tajemnicą.
Ciągle skupiam się na wadach, ale Marina wcale nie jest złą książką. Bardzo podnosi jej poziom pewnego rodzaju melancholia, która przeplata się między wersami... tworzy to piękny klimat, dodatkowo wspierany przez opisy Barcelony. Powieść potrafi też dać do myślenia, bo wcale nie jest zwyczajną, prostą młodzieżówką - autor podkreśla, że chciał stworzyć coś, co będzie się dobrze czytało w każdym wieku. I chyba mu się udało, chociaż książka zdecydowanie odbiega od ideału.
Ciężko jest mi oceniać Marinę, bo dużo wad konkuruje w niej z mocnymi zaletami i nie umiem wyrazić takiej jednoznacznej, prostej opinii. Czyta się ją szybko i przyjemnie, ale choć klimat potrafił urzec, to jednak ciągle napotykałem rzeczy, które mi nie pasowały. Marina jest po prostu taka... średnia. I chociaż Zafón nie zachwycił mnie teraz, to jednak nie zniechęcam się i pokładam nadzieje w następnych spotkaniach z pisarstwem Carlosa Ruiza, które z pewnością nastąpią.
Autor: Carlos Ruiz Zafón
Tytuł: Marina
Tytuł oryginalny: Marina
Rok wydania oryginalnego/polskiego: 1999, 2009
Tłumaczenie: Katarzyna Okrasko, Carlos Marrodán Casas
Cykl/seria wydawnicza: -
Wydawca: Muza SA
Liczba stron: 304
Cena z okładki: 36,90 zł
Moja ocena: 6/10
"Marina" to jedna z moich ulubionych książek tego autora, ale rozumiem, że może nie podobać się każdemu. Sam autor zalicza ją przecież do młodzieżówek i mimo zapewnień, że skierowana jest do osób w każdym wieku, to nie można nie zarzucić jej po prostu infantylności. W każdym razie, mam nadzieję, że sięgniesz po inne książki Zafóna, bo "Cień wiatru" to jest coś genialnego i na pewno wartego przeczytania ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam jakiś czas temu i niestety zgodzę się, że książka nie zapada w pamięć. Jedyne, co mi utkwiło w głowie z tej lektury to zakończenie, które mnie akurat zaskoczyło. Innych zdarzeń już nie pamiętam, podobnie jak kreacji bohaterów.
OdpowiedzUsuńCzytałam, książka nawet fajna, ale faktycznie nie rewelacyjna. Z książek adresowanych do młodzieży bardziej podobał mi się ,,Pałac północy" ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam swego czasu wszystkie książki Zafona z etykietą "literatura dziecięca"... oprócz "Mariny". Lubiłam, ale szału nie było. Z Zafonem problem miałam ten, że jak "Cień wiatru" mi się spodobał, tak drugiej części nie mogłam już ruszyć. Może jeszcze kiedyś powrócę. :)
OdpowiedzUsuńCzytałem wszystkie książki tego autora oprócz "Mariny". Mam jednak nadzieję, że kiedyś to nadrobię :-) Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńZa ten klimat mogłabym się na powieść skusić. Ale ogólnie zmartwiłeś mnie troszkę, bo ludzie tak chwalą powieści Zafona, że czuję się dziwnie, nie znając żadnego tytułu...
OdpowiedzUsuńMiałem to samo, a po "Marinie" patrzę na te wszystkie zachwyty z przymrużeniem oka.
UsuńHm. Książki Zafona są specyficzne i z jednej strony mi się podobają, bo klimat bo magia, wszystko fajnie. A z drugiej... nie lubię relacji pomiędzy bohaterami. Tym, że wystarczy nie wiem? Pięć akapitów, a oni już wiedzą, że są swoimi najlepszymi przyjaciółmi/największą miłością. Co prawda 'Mariny' nie czytałam, ale chyba mam w planach. CHYBA. Bo bardziej mnie ciągnie co "Cienia wiatru", jeśli mam być szczera. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry
No dokładnie tak rozegrało się to tutaj! Główny bohater ledwo zauważył Marinę, a już był zakochany na zabój.
UsuńJa teraz również poluję na "Cienia wiatru" i mam nadzieję na coś lepszego. ;)