Bardzo lubię space opery ze względu na widoczki. Kosmos tu, kosmos tam, niewyobrażalnie ogromna, nieskończona przestrzeń. Wiecie, gwiazdy, planety, skafandry, statki kosmiczne, ufoludki i te sprawy... Fajny klimat, ciekawe doznania dla oczu. Trochę jednak słabo, gdy te widoczki stają się jedyną zaletą filmu, bo na reszcie nikt się nie skupia. A tak jest właśnie w przypadku Jupitera.
Ten film to historia jakiejś mulatki, która myje kible (a tak serio gra ją Mila Kunis, rosyjska żydówka, nie wnikam) i sprząta domy. Ma na imię Jupiter. Interesuje się astrologią, tak mi się przynajmniej wydaje. Ale raczej nie spodziewa się, by porwali ją kosmici i Channing Tatum. No, ale to się dzieje, a dalej to... kogo to obchodzi...
Film jest przerażająco dziwny i w wielu momentach mało logiczny. Siedzisz w kinie z wymalowanym WTF na twarzy i myślisz tylko o tym, jak bardzo kasa, która poszła na tę produkcję, jest zmarnowana. Przecież można było pomóc biednym... albo doszkolić tych scenarzystów, ja wiem, cokolwiek.
Ciężko oglądać przez prawie dwie godziny masę oklepanych scen, chwil, w których to w o s t a t n i m momencie Tatum ratuje nieszczęsne dziecko kosmosu z niebezpieczeństwa, jakichś gości z opuchniętymi gardłami, którzy ledwo co mówią, latające dinozaury, małych kosmitów rodem z Ben 10'a i poplątańców fabularnych, które wywołują myślenie w stylu ten-zdradza-tego-tamci-są-z-tymi-ale-jednak-może-nie-kto-wie-o-co-chodzi-dlaczego-o-a-ci-po-której-stronie-ile-tu-jest-nacji-i-państw-halo-wtf-kto-w-końcu-rządzi-czyj-jest-ten-statek-a-tamten-omg-kurwa-poddaję-się.
Trudno mi się pisze o tym filmie, bo tak bardzo nie wiem, jaki jest sens w jego powstaniu, że maj god, nie wyobrażacie sobie. To ani dobra rozrywka, bo nie wiadomo o co chodzi i wszystko jest tak naciągane i głupie, że głowa boli, ani też się niczego na tym filmie nie dowiadujemy ciekawego/przydatnego... Pieniądze, które poszły na produkcję Jupitera, śmiało mogły zostać wydane na jakieś pożyteczne rzeczy. Ryly. Na tym filmie nawet śmiać się nie można. Humor polega (ponownie) na paru oklepanych scenkach, znanych doskonale z innych tworów kina oraz narzekaniach ciotki Jupiter w stylu "Na jaja Stalina!". He, boki zrywać.
Podobały mi się jedynie te kosmiczne widoczki i wygląd poszczególnych kosmicznych postaci. I scena, gdy Zły Gość lał główną bohaterkę metalowym kijem. Śmiało możecie sobie Jupitera: Intronizację odpuścić, nie będziecie żałować.
Jupiter: Intronizacja (Jupiter Ascending), 2015 r., reż. Andy i Lana Wachowski
Już nawet zwiastun jest słaby, he.
Aha
OdpowiedzUsuńDoceniam. :')
UsuńWłaśnie miałam to w planach, chociaż wiedziałam, że Mila absolutnie nie pasuje do tej roli. Liczyłam na dobrą akcję, a tu proszę. Masz rację- odpuszczę sobie :)
OdpowiedzUsuńKosmiczne widoki też mnie kusiły, ale po obejrzeniu zwiastuna stwierdziłam, że nie mam ochoty oglądać papki. Okazuje się, że to był dobry wybór :D Bo też nie jesteś zachwycony filmem :D
OdpowiedzUsuńTytuł posta miażdży :)) Film pewnie obejrzę na DVD, z czystej ciekawości, ale nie nastawiam się na cuda, bo generalnie recenzje wdeptują film w ziemię.
OdpowiedzUsuńNo właśnie poszedłem na film prawie nic o nim nie wiedząc, a już ocena na Filmwebie i zwiastun są słabe... Tyle wynika z moich spontanów. :3
UsuńNo cóż... :) Miałam ochotę wybrac się na ten film, ale rzeczywiscie chyba sobie daruję. Skoro ni humoru, ni sensu:)
OdpowiedzUsuńPremiera tego filmu jakoś umknęła mojej uwadze, ale po Twojej recenzji widzę, że wiele nie straciłam. Prawdę powiedziawszy chciało mi się śmiać kiedy obejrzałam zwiastun. Już nawet on idealnie mówi mi jak bardzo absurdalny jest ten film ;)
OdpowiedzUsuńMiałam przeczucie, że to nic dobrego. Cóż. A co do space oper, to w sumie rzadko można spotkać naprawdę spory budżet i robiące wrażenie widoki, na przykład jeśli chodzi o Star Treka czy Doktora Who. Nie wiem, czy film można nazwać space operą, skoro opery mydlane to gatunek serialu?
OdpowiedzUsuńChyba sobie odpuszczę, miałam go w planach, ale jak się okazało to kolejny bezsensowny i głupawy film, no cóż twórcy Matrixa się nie popisali.
OdpowiedzUsuńOjojoj, serio? A byłam tak ciekawa tego filmu, bo zapowiedź wydawała się ciekawa... A tu taka lipa :/ W takim razie z kina nici - poczekam, aż będzie na necie i obejrzę z ciekawości xD No i dla tych widoczków :P
OdpowiedzUsuńMiło.
OdpowiedzUsuńWiesz, jak zobaczyłam zwiastun to mi się śmiać chciało, bo jasna cholera - jak to wszystko beznadziejnie kiczowato/dennie/przewidywanie wyglądało, ale chyba po cichu liczyłam, że moje domysły nie okażą się słuszne i jednak film czymś ciekawym zaskoczy, a tu widzę, że niestety się nie myliłam.
Szkoda.
Choć w sumie cieszę się, bo nie lubię Tatuma, więc będę mogła się kłócić w szkole z koleżanką, która go uwielbia. :D
Szkoda mi tylko Eddiego. Eddiego Redmayne. Co on robi w takiej produkcji, u diabła?
I jeśli film zobaczę to tylko dla niego.
Ale pewnie szybko się to nie stanie. Serio. Objawy masochistyczne raczej dopadają mnie we wakacje.
Pozdrawiam,
Sherry