sobota, 11 października 2014

Miłość, młodość, gruz i krew, czyli o "Mieście 44"


Gdzieś przeczytałem, że Miasto 44 już przed premierą było filmem modnym. I to prawda. Bo o tej produkcji dalej jest głośno, mimo że jesteśmy już sporo czasu po premierze. Każdy modny człowiek już na tym filmie był. Modnie jest o Mieście 44 porozmawiać. Modnie zlajkować to na Facebooku. Nawet modnie jest ten film zjechać i wypisywać akapity o tym, jaki to on był beznadziejny. A czy do tej mody zalicza się przemyślenie tematu powstania warszawskiego, szersze zainteresowanie się tym, sięgnięcie po literaturę lub inne filmy dotykające tych wydarzeń? Bo mam wrażenie, że w sporej ilości przypadków nie. 

I to mnie irytuje. Generalnie jestem teraz bardzo zirytowanym człowiekiem i muszę dać temu upust. Bo to, że Komasa jakiegoś świetnego filmu nie zrobił, to jest jedna sprawa, ale zostawmy już biednego reżysera, który chciał zmienić świat. Mnie denerwują Polacy, nasz kochany naród (Polak narzekający na Polaków, cóż za ironia losu). Okej, film się nie spodobał. Pomarudzisz, bla, bla i zapomnisz o temacie powstania warszawskiego aż do pierwszego sierpnia. Nie pofatygujesz się, Polaku, by sięgnąć po książkę opisującą te wydarzenia. Nie zechcesz obejrzeć innego filmu na ten temat, no bo po co, skoro ten był denny. 

A kurdę! Nawet jeśli ci się podobało, wyszedłeś z kina zadowolony, bo dostałeś porcję nawalanki, która zaspokoiła twoje kulturalne potrzeby na najbliższy tydzień (no, jeszcze może Szkołę albo Szpital popołudniem obejrzysz), to pomyśl o tym, co zobaczyłeś! Nie, nie o strzelaniu i latających flakach! Wysil się choć minimalnie, przemyśl odwagę i poświęcenie tych młodych ludzi, których zobaczyłeś na ekranie. Ile cierpienia i bólu doświadczyła cała Warszawa, przez co musiała przejść, co znieść, by zyskać choć na chwilę poczucie wolności, które ty masz teraz cały czas. Miej tego świadomość, poświęć czas historii swojego narodu, dowiedz się czegoś więcej, sięgnij po inne źródła, zainteresuj się, chociażby tylko najważniejszymi wiadomościami! Nie bądź gbur i ignorant, bo żyjesz w XXI wieku i masz do wszystkiego dostęp! Oszczędź sobie chociaż wstydu kiedyś w przyszłości, gdy zostaniesz na przykład o to zapytany. 

Wiem, że jest też wiele osób w Polsce mających regularne spotkania z kulturą i historią, ale na tle całego narodu to zaledwie garstka, nawet jeśli zaczyna się to zmieniać. Bo typowy Cebulak przychodzi do domu z roboty, je obiod i siada przed telewizorem. I dobrze w ogóle, jeśli do tego kina pójdzie - z kumplem, syn go wyciągnie, czy coś. I jeśli ktoś chce tak żyć, bo po co mu to, bo nie ma czasu, to proszę bardzo. Ja się nie mieszam. Ale piszę to, bo szkoda mi takich ludzi. I szkoda mi twórców, którzy starają się dotrzeć również do nich, a te starania przypominają często rzucanie grochem o ścianę. 



Natomiast Miasto 44, Miasto 44, Miasto 44! Bo o nim też trochę powiem (ale tylko trochę!). Najpierw zdecydowałem się na przeczytanie książki Marcina Mastalerza opartej na scenariuszu do filmu i była ona średnia, tak ogólnie rzecz ujmując (bardziej szczegółowo to się tutaj rozwodzę). Ale po seansie doceniłem jej wartość w tym sensie, że naprawdę poszerzyła ona zawartość tworu Komasy o samą opowieść, fabułę. Film jest nastawiony na ukazanie ogromu zniszczeń i emocje, a powieść bardziej na historię bohaterów. 

I tak też się stało. Szedłem do kina i znałem fabułę, jednak o ile książka mnie nie poruszyła, tak film w jakiś sposób owszem. Może nie drżałem wtulony w fotel, ale jednak magia efektów specjalnych, dynamiki, montażu i gry aktorskiej skomponowała coś, co do mnie dotarło i z czym w jakiś sposób się zżyłem. Na szybkim tempie utraciła niestety fabuła, która utonęła w morzu krwi i gruzów, więc chcąc zyskać pełniejszy obraz tego wszystkiego, trzeba by przeczytać książkę. Chociaż nie dziwię się, jeśli wiele osób nie będzie chciało tego zrobić - produkcja kinowa raczej do tego nie zachęca, a szkoda. Bo wiem, że jak już człowiek z sali wyjdzie nieprzekonany i się zaprze, to ciężko będzie zmienić jego zdanie. Tak czy siak uważam, że osobom młodym warto tę książkę podsunąć pod nos - nie jest idealna, ale przystępna i łatwa w czytaniu (na tyle, na ile się da, a nawet bardziej). Dawka rozrywki i wiedzy w jednym, no miodzio (oczywiście jeśli ktoś nie jest bachorem z wygórowanymi wymaganiami do wszystkiego i zwracającym uwagę na każdy minus - jak ja). 

Taaakże, przechodząc już do sedna. Nas, Polaków, zostawię w spokoju. Mój tekst świata nie zmieni, ale czasem trzeba napisać co w duszy gra. Zaś Miasto 44 - dobrze, że ten film powstał. Nie jest idealny, ale podobały mi się w nim np. wstawki nowoczesne (slow-mo, dubstep). Emocje, efekty specjalne, oddanie realiów sierpnia 1944. To było dobre. Trochę mniej np. ścieżka dźwiękowa (czepiam się, bo była dziwna, chociaż dubstep w jednej scenie mi się podobał). I jeszcze taki... silny nacisk kina polskiego, które aktualnie jest mocno autorskie. Wiem, Komasa miał wizję, ale jakoś cała historia nie jest zachwycająca, niesamowita. Ogół (film+książka) taki sobie, ale z chęcią Miasto 44 obejrzałbym drugi raz. I kupię sobie DVD. Bo nawet jeśli nie uważam, że jest to dzieło świetne, wiekopomne i dalej czekam na mój kinowy ideał w tej kwestii, to i tak mi się podobało... Bez wstawki "bardzo", ale jednak. Każde nowe, świeże spojrzenie reżyserów na historię jest dobre (no chyba że jest Bitwą pod Wiedniem...). Więc ludzie! Doceniajcie, myślcie, szukajcie czegoś, co was zadowoli i poszerzajcie swoje horyzonty, a przynajmniej starajcie się to robić. Bo warto - chyba się ze mną zgodzicie? 

(A poza tym, film jest modny, więc musicie go obejrzeć i dodać zdjęcie biletu na Instagrama, heloł!). 

nie miałem na celu nikogo urazić/
nie bierz wszystkiegooo na poważnie, wyjdzie ci na zdrowie/
sory za potocyzmy, no/
i ukulturalniaj się, chamie! (buzi)/

9 komentarzy:

  1. Szczerze? O ile naprawdę, śmiałam się jak głupia przy niektórych ABSURDALNYCH i KICZOWATYCH scenach (jasne, niech ona go ciągnie, w sam środek strzelaniny, niech nagle kule będą złote i otaczają ich zakochanych po jednym wejrzeniu - całujących się, niczym iskierki uczucia, po prostu) to sam obraz zniszczonej Warszawy mnie po prostu dobił psychicznie. Chyba dopóki nie zobaczyłam na wielkim ekranie tych wszystkich śmierci, odwagi i samej walki, do końca nie wiedziałam czym tak naprawdę było powstanie. Więc częściowo jestem z filmu zadowolona. A częściowo nie. Ale ta młoda aktoreczka w jednej scenie wyglądała jak Daenerys i się po prostu rozczuliłam ^^
    No, ale.
    Jestem tylko Sherry. Tylko Sherry. :)
    (która nie ma instagrama i jest niemodna. I nie, nie jestem teraz złośliwa ^^)
    Pozdrawiam!
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No scena z lizaniem się pośrodku strzelaniny to akurat totalna abstrakcja, czy penetracja językowa wokół śmiercionośnych kul to coś romantycznego? Bo może o czymś nie wiem...
      Scenografia to jest czad. Bardzo doceniam starania ludzi za to odpowiedzialnych, bo zrobiło to na mnie duże wrażenie, mimo iż byłem w Muzeum Powstania i widziałem "Miasto ruin".
      Blond aktoreczka też bardzo przypadła mi do gustu. ;)
      Sherry, teraz już masz instagrama, więc możesz śmiało się poprawić i z dumą powiedzieć: MODNA. JESTEM MODNA. ^^

      Usuń
  2. Ja właśnie się wybieram na ten film, faktycznie teraz jest modny, jednak ja zawsze ogladam wszystkie historyczne filmy, a już szczególnie o Powstaniu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też zawsze idę do kina na filmy związane z historią, takich rzeczy nie można przegapić. ;>

      Usuń
  3. Dalej nie wiem o co z tym filmem chodzi, haha. W pewnym momencie nastąpił wysyp komentarzy i nieśmiesznych żartów na temat tego filmu, o którym wiedziałam tylko tyle, że jest historyczny. Do kina nie biegnę, i tak jako biedna maturzystka nie mam czasu, ale myślę, że niektórym ludziom może się on spodobać, więc nie ma sensu dalej katować wszystkich niepotrzebnymi postami na facebooku, których mam już powyżej uszu. I zgadzam się z Tobą, poszerzajmy horyzonty, bo nie ma nic gorszego od ograniczonych Cebulaków. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wstyd, jak można najnowszego filmu Komasy nie zobaczyć. TOŻ TO NAJWIĘKSZE DZIEŁO OSTATNIEGO TYSIĄCLECIA!!! (Just kidding, ale niektóre osoby tak się właśnie zachowują...).
      Cebulaki to zło, ale mam nadzieję, że Polska kiedyś w pełni zrzuci okowy ciemnoty i zacofania. :)

      Usuń
  4. Powiem tak. Z kina wyszłam mocno poirytowana, bo nie tyle film do mnie nie przemówił, co po prostu wynudził, zniesmaczył i obrzydził. Na dodatek jak to przy wyjściach klasowych bywa 3/4 osób w ogóle nie wiedziało o jakich wydarzeniach mówiono i z miejsca chwaliła"romantyczne sceny", super zbliżenia strzelanki niczym z gier wideo, gruz, krew i latające falki. Co w tym romantycznego ja się pytam?! Co w tym fajnego? To była wojna! Ci ludzie ginęli naprawdę, a nie tylko na ekranie! Tak więc, mimo, że sam film niezbyt mi się spodobał (taaa ujęcia jak z Matrixa, sceny łóżkowe przy dubstepach i inne takie :p) to doceniam chęci i pracę twórców. Bo mimo, że większość osób uważa dzisiaj Powstanie Warszawskie za głupotę to wypadałoby najpierw zapoznać się z historią i mentalnością ówczesnych ludzi, a nie od razu wydawać sądy. Osądzić to każdy potrafi, a już to uargumentować niestety niekoniecznie :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pełni zgadzam się z Twoim komentarzem i podzielam twoje poirytowanie, chociaż film chyba bardziej mi się podobał (co, twierdzisz, że Matrix w powstaniu był rzeczą niemożliwą? hę? ><).
      Była wojna, to wszystko zdarzyło się naprawdę. I ogromna szkoda, że wielu ludziom ten film tego nie uświadomił.

      Usuń
  5. Film bardzo mi się spodobał i wywołał wiele emocji . Jedyne , co mi się w nim nie podobało , to ta "piękna" i romantyczna scenka głównych bohaterów ,którzy ni stąd ni zowąd ,zaczęli się całować , kiedy kule śmigały obok nich jak błyskawice.. - to było zdecydowanie beznadziejne . Ale poza tym , film był bardzo dobry i pokazywał , jak wielkie zniszczenia dokonane były podczas Powstania warszawskiego .

    OdpowiedzUsuń