niedziela, 19 lipca 2015

"Dziewczyna, którą kochały pioruny" Jennifer Bosworth



Dystopie to się miały ostatnimi laty bardzo dobrze. Każdy czytał przynajmniej kilka. Już może nie ma takiego szału na te książki, jak przy okazji premiery Igrzysk śmierci Collins, ale wciąż rynek wydawniczy obfituje w taki wybór, że głowa mała, a autorzy dalej prześcigają się w tym, kto wymyśli gorszy obraz przyszłości. I co taki biedny czytelnik ma zrobić - co wybrać, a co odrzucić? Trochę ciężko dokonać takiej decyzji w świecie, gdzie więcej jest autorów postapo niż ich odbiorców... ale od czego są blogerzy! 

Oto przed Wami Mia Price, dziewczyna, którą upodobały sobie pioruny. Wraz z mamą i bratem przeniosła się do Los Angeles, miejsca, gdzie miała poczuć się wolna i bezpieczna, z daleka od burz i elektrycznych przyjaciół. Jednak zamiast sielanki i szczęśliwego życia trafiła na ogromne trzęsienie ziemi, które praktycznie zrównało miasto z ziemią. Setki tysięcy zabitych, rannych, głodnych, biednych, bez dachu nad głową, ruiny, pogorzeliska, przestępczość... i Wyznawcy. Tak można w skrócie opisać Miasto Aniołów po katastrofie. Zdesperowani i zrozpaczeni ludzie nie mają u kogo szukać pomocy... więc część z nich znajduje ją w ramionach wiary. Bezgranicznej wiary w fałszywego białego proroka i jego przepowiednie. Jest też jednak druga grupa - Tropiciele. Obie sekty poszukują nowych wyznawców, walczą w zrujnowanym mieście o każdego. Z tym, że tak naprawdę obie walczą o Mię, bo to na niej właśnie najbardziej im zależy. 

Czytałem tę książkę w poprzednim miesiącu, ale niestety bardzo niewiele z niej pamiętam. O ile ogólny zarys fabuły mam w głowie poukładany, to jednak mało co kojarzę z konkretnych aspektów, które mi się podobały lub mnie irytowały. Jednak odczucia w stosunku do tej pozycji pozostały - bo choć nie jest to literatura wysokich lotów, to jednak całkiem przyjemne i lekkie czytadło.

Generalnie lekturę wspominam dobrze - nie nudziłem się, zasztyletować głównej bohaterki też nie chciałem, choć pamiętam, że momenty niezrównoważenia psychicznego jej się zdarzały - jak praktycznie każdej nastoletniej bohaterce w książkach, czyli mamy raczej standardzik, nie ma się czym ekscytować. Pomysł na fabułę też zły nie jest - pomieszanie fascynacji piorunami, antyutopiami i religijnego fanatyzmu. Chociaż fajerwerków nie było, widać, że autorka dopiero zaczyna pisanie i nie wszystkie ścieżki poszły w dobrą stronę. Nad narracją też można by trochę popracować, bo choć przez większość czasu jakoś to leci, to jednak czasami zdarzają się topornie ujęte fragmenty (chociaż to może być wina tłumaczenia). 

Żeby Was nie kłamać, to uczynię ten akapit ostatnim. Bo to, co napisałem wyżej, to z grubsza większość z tego, co pamiętam. Dziewczyna, którą kochały pioruny na pewno gniotem nie jest i mam z nią raczej pozytywne wspomnienia, jednak nie wróżę nam kolorowej przyszłości, skoro tak szybko zapomniałem o jej cechach. To też jest chyba seria, której druga część ma się ukazać w przyszłym roku - a biorąc pod uwagę, że tom I ujrzał światło dzienne w 2012, to Jennifer Bosworth robi sobie trochę heheszki z czytelników... ale życzę jej powodzenia w karierze. Chociaż ja na razie za jej twory podziękuję - Dziewczyna... może się sprawdzić, gdy ktoś szuka mało ambitnej młodzieżowej dystopii, ale tak jak pisałem na początku - blogerzy są od tego, żeby doradzać, więc doradzę od serca, że w tym gatunku można znaleźć wiele lepszych lektur (przykładowo Partials, Z jak Zachariasz czy popularna Niezgodna). 

Autor: Jennifer Bosworth
Tytuł: Dziewczyna, którą kochały pioruny
Tytuł oryginalny: Struck
Rok wydania oryginalnego/polskiego: 2012, 2013
Tłumaczenie: Agata Kowalczyk
Cykl/seria wydawnicza: Dziewczyna, którą kochały pioruny #1
Wydawca: Wydawnictwo Amber
Liczba stron: 320
Cena z okładki: 37,80 zł
Moja ocena: 5,5/10

5 komentarzy:

  1. Czyli w jednym zdaniu: kolejna książka, która została ubrana w inne kolory kubraczków. Ja mówię: pas :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie sobie odpuszczę :/

    OdpowiedzUsuń
  3. Rzeczywiście brzmi jak... w sumie większość dystopii, które czytałam. Najbardziej nijaką jednak było "Delirium" Oliver, więc żadne pioruny tego nie przebiją. Brzmi przyjemnie, ale nie jestem pewna czy autorka ma w ogóle zamiar to kontynuować. Trzy lata przerwy to spore heheszki. :))

    OdpowiedzUsuń
  4. W okolicach premiery miałam na ksiązkę ochotę - przyciągała mnie okładka i opis i fakt, że akcja dzieje się w Los Angeles, ale na szczęście nie zaopatrzyłam się w książkę. Dużo przeciętnych lub negatywnych opinii się o niej przewinęło, więc nie żałowałam, że jej nie przeczytałam. A co do kontynuacji - podejrzewam, że mogło też być tak, że Dziewczyna, któą kochały pioruny to pierwszy tom kolejnej upadłej serii, której dalsze części u nas nie wyjdą... Bo już by się ukazały, gdyby miało to mieć miejsce...

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się z Tobą.Nie jest to wymagająca książka i można miło przy niej spędzić czas.Jednak do ambitnych niestety nie należy .. ;)

    OdpowiedzUsuń