środa, 29 lipca 2015

"Stalowe Serce" Brandon Sanderson



Ja | znani autorzy. Te dwie drogi nie zawsze się przecinają. Przynajmniej nie zawsze w chwili pierwszej fali popularności tych drugich. Czasem jest to ot tak, zwyczajnie nie po drodze. Czasem omijam z premedytacją, czasem kompletne zapominam, że miałem na kogoś zwrócić uwagę. I też... czasem nie żałuję, że omijałem. A czasem czuję się jak ostatni frajer, gdy wszyscy dookoła już coś przeczytali, a ja o zajebistości tego czegoś przekonuję się... po roku. Albo po dwóch latach. Chociaż wszyscy wszędzie o tym trąbili. Dobrze jednak, że już teraz trafiłem na Sandersona. Przynajmniej wiem, skąd bierze się coraz większa popularność tego pisarza i jego dzieł. Bo bynajmniej nie z kosmosu.

W pewnym momencie nad ludzkością zawisa istna klątwa. Dosłownie. Calamity. Pojawia się na niebie, nikt nie wie skąd ani dlaczego. Wszyscy wiedzą jednak, co zrobi z niektórymi ludźmi. Jak zwykli obywatele przemieniają się w Epików - obdarzonych supermocami, rządnych władzy, przekonanych o swojej niezrównanej potędze i prawie do panowania nad innymi. Tak oto, gdy rząd nie ma już sił by walczyć, a wola zwykłej ludności zostaje całkowicie skruszona, Stany Zjednoczone przestają istnieć. Wszystko należy teraz do Epików - im któryś silniejszy, tym więcej ziemi i sługusów posiada. 

David Charleston wychowuje się w Chicago... a od jakichś dziesięciu lat Newcago, ściślej mówiąc. Jako mały chłopiec był świadkiem, jak Stalowe Serce, jeden z najpotężniejszych Epików stąpających po ziemi, przejmował władzę nad miastem. Przy okazji pozbawiając życia jego ojca. Nowy pan metropolii wydaje się niepokonany. Jednak David wie, że tak nie jest. I zrobi wszystko, by tego dowieść... oraz by pozbawić uzurpatora władzy... i życia. 

Na początku czytania Stalowego Serca zostałem uderzony pozorną bezsensownością fabuły. Jaka Calamity, Epicy, co to w ogóle za nazwa, przecież to są jakieś kompletne bzdury. Gdy się zaczyna czytać tę książkę i nie ma pojęcia o czym ona jest, to serio, można się porządnie zdziwić. Że to niby taki poczytny autor, a to wszystko brzmi, jakby już naprawdę pomysłu na coś sensownego nie miał. I choć dalej było tylko lepiej i jestem w stanie powiedzieć, że po pewnym czasie Sanderson przekonał mnie do swojego pomysłu, to jednak dalej uważam, że materiał na książkę to średni. Chociaż wyszedł z tego majstersztyk. Ale to udowadnia tylko, jak genialnym pisarzem jest Brandon Sanderson! 

Najbardziej do gustu przypadli mi bohaterowie, zdecydowanie. Ich kreacja jest mistrzowska. Już prolog jest obiecujący, a gdy poznajemy Davida jako dorosłego człowieka, to od pierwszych kart czujemy bijące od niego zapał i determinację. Później pojawiają się inni, robi się świetna ekipka - mieszanka najróżniejszych charakterów, cech, humorów. Każda postać jest realistyczna, przekonywująca i wszyscy sporo wnoszą do powieści. Do tego wszystko stworzone tak, by podchodzić do tego z dystansem, patrzeć na bohaterów z lekkim przymróżeniem oka - co absolutnie, absolutnie uwielbiam. Całość czyta się nieziemsko i naprawdę - ekipy Mścicieli nie da się nie lubić! 

Sanderson, mimo iż z pomysłem na fabułę średnio mu poszło, to już z tworzeniem świata po Epiko-apokalipsie wyszło przednio. Jest klimat, są opisy pobudzające wyobraźnię, jest w rzeczywistości Stalowego Serca coś innego, mrocznego i intrygującego. Talent pisarza nie zawiódł też przy wymyślaniu intryg i prowadzeniu ich przez kolejne rozdziały. Dużo się dzieje, jest nad czym główkować i co obstawiać, a nawet, gdy autor już coś zdradza, to i tak praktycznie nie wiadomo nic. Na rozwiązania trzeba cierpliwie czekać do końca książki, który, biorąc pod uwagę wszystkie jej zalety, nadchodzi całkiem szybko. 

Do tego dodać jeszcze sceny walk i pościgów (zwłaszcza tych drugich) opisane tak, że w głowie wyglądają jak film akcji rzędu 11/10... I całość prezentuje się już w ogóle jak raj dla niejednego czytelnika. Warsztat pisarski Sandersona pozwala mu na tworzenie tak sprawnej narracji, tak świetnie ujętych wydarzeń, wykreowanych postaci i intrygującego świata... że tu nie ma innej opcji, chce się po prostu jeszcze i jeszcze! Nie mogę się doczekać, aż poznam inne światy, które przygotował ten amerykański pisarz i będę też z niecierpliwością oczekiwał ekranizacji Stalowego Serca. Bo hańbą dla całego Holiłudu byłoby niewykorzystanie takiego potencjału. Toż to gotowy scenariusz na miliardy dolarów!

Autor: Brandon Sanderson
Tytuł: Stalowe Serce
Tytuł oryginalny: Steelheart
Rok wydania oryginalnego/polskiego: 2013, 2015
Tłumaczenie: Joanna Szczepańska
Cykl/seria wydawnicza: Trylogia Reckoners #1
Wydawca: Wydawnictwo Zysk i S-ka
Liczba stron: 444
Cena z okładki: 34,90 zł
Moja ocena: 8/10

Za książkę dziękuję wydawcy. 

1 komentarz:

  1. Też na początku zastanawiałam się, o co chodzi i gdzie to w ogóle zmierza. Ale z czasem (a zwłaszcza na końcu) wątki fabularne i te pozornie bezsensowne pomysły tak pięknie się mieszają i przenikają, że byłam pod niesamowitym wrażeniem. Spodobał mi się i pomysł, i humor, i lekka narracja. Jak dla mnie zapowiada się świetny cykl. :)

    OdpowiedzUsuń