"Miasto kości" Cassandra Clare
Istoty nadprzyrodzone to temat, który u wielu ludzi budzi nie małą fascynację. Niektórych historie o wilkołakach, duchach czy wampirach przerażają, inni pozostają w stosunku do takowych niewzruszeni, natomiast artystów opowieści tego typu skłaniają często do tworzenia, dając wenę i zapał do pracy. Można to zaobserwować na przykładzie masy dzieł, filmowych bądź książkowych, w których te stwory zostały ukazane, przedstawione na wiele różnorakich sposobów i wplątane w dużą ilość bardziej lub mniej ciekawych wątków. Powstały nawet swoiste wzorce danego stwora, przypisujące mu pewne cechy i zachowania, określające wygląd i czasem nawet charakter. Wiadomo jednak, że twórcy często lubią wyłamywać się z ram, typowych schematów i robić coś własnego, stworzyć własny wizerunek wampira, wilkołaka czy anioła, nierzadko mieszając ich żywoty z ludzkimi. Jeśli autor się postara i nie zabraknie mu umiejętności, jego pomysł może bardzo dobrze się rozwinąć, a prawidłowo ukierunkowany w wersji finalnej dać sporą dawkę przyjemności i zyskać szerokie grono odbiorców. Takowe zyskała na pewno seria Dary Anioła autorstwa Cassandry Clare, o której zawsze było dość głośno, a podczas niedawnej premiery filmu szał na pozycje napisane przez ową amerykańską autorkę osiągnął wręcz apogeum. Nie mogłem więc sobie odpuścić szansy przeczytania "Miasta kości", pierwszej części cyklu. I powiem prosto z mostu - nie żałuję.
Clary ma piętnaście lat, mieszka wraz ze swoją mamą w nowojorskiej kamienicy i nie wyróżnia się na tle swoich rówieśników - no może tylko mocno ognistymi włosami, ale to przecież nic wielkiego. Pewnego wieczoru wraz z Simonem, jej bliskim przyjacielem, udaje się do klubu. Tam zwraca uwagę na pewnego niebieskowłosego chłopaka, którego zdaje się śledzić grupka ludzi. Gdy podąża za nimi do magazynu, jest świadkiem morderstwa, jednak nikt inny nie widział osób, które rzekomo tego dokonały. Nazajutrz ponownie spotyka chłopaka, który poprzedniej nocy śledził i pozbył się jegomościa o kolorowej fryzurze. Znowu jednak tylko ona jest w stanie go zobaczyć i z nim porozmawiać. Udaje jej się to, jednak w trakcie ich konwersacji przerywa im telefon, a kilka chwil później okazuje się, że mama Clary zniknęła... Co się stało? Kto ją porwał? Jakie tajemnice skrywa Nowy Jork? Odpowiedzi na te i wiele więcej pytań poznacie, gdy odważycie się wkroczyć do "Miasta kości"!
Jak już wspominałem na początku, nie żałuję lektury tomu pierwszego Darów Anioła. O nie, jakże bym mógł? Przyznam, że rozpoczynając czytanie byłem do powieści nastawiony bardzo sceptycznie. Oczekiwałem raczej miernej treści, książki skierowanej typowo dla nastolatek w wieku szkolnym. Jednak po kilkunastu stronach wiedziałem, jak bardzo się myliłem. W akcje wciągnąłem się bowiem momentalnie, na samym wstępie zostałem wbity w fotel i porwany w wir wydarzeń. Działo się dużo i nie było miejsca na nudę. Kończąc jeden rozdział miałem ochotę od razu zagłębić się w następny i poznać dalsze losy bohaterów jak najszybciej. Niestety obowiązki szkolne i domowe wzywały, przez co książki nie mogłem skończyć tak szybko jak chciałbym, ale nie żałuję. Mogłem dłużej delektować się lekturą i cieszyć z większej ilości dni z nią spędzonych.
Książka wciąga, ma wartką akcję i nie nudzi, ale oprócz tego ma także wiele innych zalet. Przede wszystkim jest to świetny warsztat pisarski Cassandry Clare. Autorka pisze z gracją, posiada własny styl i potrafi posługiwać się słowem, dzięki czemu "Miasto kości" czytało mi się przyjemnie, szybko przewracałem strony i z chęcią powracałem do lektury, jeśli coś lub ktoś wcześniej mi przerwało. Mocną stroną powieści są także bez wątpienia bohaterowie, posiadający własne osobowości, ciekawe charaktery i po prostu żyjący w oczach czytelnika. Nie zawsze też lubią siebie nawzajem, więc gdy dochodziło do tarć między nimi, nie raz wynikały z tego zabawne sytuacje, a cięte riposty i błyskotliwe docinki sprawiały, że szczerzyłem zęby na każdym kroku. Dobry humor można także z powodzeniem dodać do plusów, jakimi cechuje się dzieło Clare. Ale jeszcze na moment powrócę do postaci, a konkretnie do Clary, jednej z głównych person obecnych w książce. Miała pazur, muszę przyznać i nie raz swoimi wypowiedziami potrafiła rozłożyć mnie na łopatki, jednak w gruncie rzeczy to ona, zaraz obok literówek, najbardziej podczas lektury mnie irytowała i uprzykrzała, choć nieznacznie, przyjemność jaką z niej czerpałem. Bywały bowiem takie sytuacje, gdzie miałem wrażenie, jakoby Clary zachowywała się nienaturalnie, wręcz sztucznie. Udawała, że nic się nie dzieje, albo że paranormal activity to u niej normalka. Takie fragmenty nieco psuły mi dobry i mocny wizerunek bohaterów, jaki Cassandra Clare uprzednio stworzyła, w ogólnym rozrachunku jednak nie wpływa to bardzo na moją ocenę. Za wszystkie wcześniej wymienione zalety jestem w stanie na te małe mankamenty przymknąć oko i dalej chwalić "Miasto kości" pod niebiosa!
No tak, chwalić pod niebiosa, ale samą historię. Na pewno nie jakość wydania czy oprawę graficzną, bo oba elementy stoją na niskim, niegodnym tej opowieści poziomie. No spójrzcie na okładkę: czy nie wygląda ona jak screen z tandetnej gry komputerowej? Czy widząc taką oprawę na księgarskiej półce czulibyście się zachęceni do kupna powieści? Ja na pewno nie. Wiem, że książki po okładce się nie ocenia, co w tym przypadku doskonale się sprawdza, ale mimo wszystko większość z nas tak robi, nie ma co się oszukiwać. Jesteśmy wzrokowcami, lubimy patrzeć na ładne obrazki. A z książką jest jak z człowiekiem - najważniejsze jest pierwsze wrażenie, czym w przypadku naszego papierowego przyjaciela jest właśnie okładka. Co się zaś tyczy środka... Literówki! Masa literówek, zwłaszcza pod koniec. Wiadomo, każdy może się pomylić, jestem więc w stanie wybaczyć dwa, trzy błędy, jakich się doszukam, jeśli jednak jest ich więcej? Gdy płacę za książkę średnio 30/40 złotych, to wymagam. Nie mówię już nawet o jakości historii, ale o samym wydaniu. Czyli chcę między innymi rzetelnej i dokładnej korekty. No cóż, tego niestety w "Mieście kości" nie zastałem, ale nie ma tego złego - na dniach ukazało się bowiem nowe wydanie, z genialną oprawą graficzną, w które z pewnością się zaopatrzę!
Lektura "Miasta kości" wprawiła mnie w niemały zachwyt. Bardzo żałuję, że nie było mi dane zaznajomić się z tą książką wcześniej i teraz mam ogromną ochotę na to, aby włożyć dzieło Cassandry Clare do ręki każdemu, by ten przekonał się na jak genialny pomysł wpadła pisarka i w jak bezbłędny sposób przelała go na papier. Bardzo polecam!
"W tym momencie drzwi się otworzyły, a Jocelyn wydała cichy okrzyk.
- Jezu!
- To tylko ja - odezwał się Simon. - Choć już mi mówiono, że podobieństwo jest uderzające."
Jak już wspominałem na początku, nie żałuję lektury tomu pierwszego Darów Anioła. O nie, jakże bym mógł? Przyznam, że rozpoczynając czytanie byłem do powieści nastawiony bardzo sceptycznie. Oczekiwałem raczej miernej treści, książki skierowanej typowo dla nastolatek w wieku szkolnym. Jednak po kilkunastu stronach wiedziałem, jak bardzo się myliłem. W akcje wciągnąłem się bowiem momentalnie, na samym wstępie zostałem wbity w fotel i porwany w wir wydarzeń. Działo się dużo i nie było miejsca na nudę. Kończąc jeden rozdział miałem ochotę od razu zagłębić się w następny i poznać dalsze losy bohaterów jak najszybciej. Niestety obowiązki szkolne i domowe wzywały, przez co książki nie mogłem skończyć tak szybko jak chciałbym, ale nie żałuję. Mogłem dłużej delektować się lekturą i cieszyć z większej ilości dni z nią spędzonych.
Książka wciąga, ma wartką akcję i nie nudzi, ale oprócz tego ma także wiele innych zalet. Przede wszystkim jest to świetny warsztat pisarski Cassandry Clare. Autorka pisze z gracją, posiada własny styl i potrafi posługiwać się słowem, dzięki czemu "Miasto kości" czytało mi się przyjemnie, szybko przewracałem strony i z chęcią powracałem do lektury, jeśli coś lub ktoś wcześniej mi przerwało. Mocną stroną powieści są także bez wątpienia bohaterowie, posiadający własne osobowości, ciekawe charaktery i po prostu żyjący w oczach czytelnika. Nie zawsze też lubią siebie nawzajem, więc gdy dochodziło do tarć między nimi, nie raz wynikały z tego zabawne sytuacje, a cięte riposty i błyskotliwe docinki sprawiały, że szczerzyłem zęby na każdym kroku. Dobry humor można także z powodzeniem dodać do plusów, jakimi cechuje się dzieło Clare. Ale jeszcze na moment powrócę do postaci, a konkretnie do Clary, jednej z głównych person obecnych w książce. Miała pazur, muszę przyznać i nie raz swoimi wypowiedziami potrafiła rozłożyć mnie na łopatki, jednak w gruncie rzeczy to ona, zaraz obok literówek, najbardziej podczas lektury mnie irytowała i uprzykrzała, choć nieznacznie, przyjemność jaką z niej czerpałem. Bywały bowiem takie sytuacje, gdzie miałem wrażenie, jakoby Clary zachowywała się nienaturalnie, wręcz sztucznie. Udawała, że nic się nie dzieje, albo że paranormal activity to u niej normalka. Takie fragmenty nieco psuły mi dobry i mocny wizerunek bohaterów, jaki Cassandra Clare uprzednio stworzyła, w ogólnym rozrachunku jednak nie wpływa to bardzo na moją ocenę. Za wszystkie wcześniej wymienione zalety jestem w stanie na te małe mankamenty przymknąć oko i dalej chwalić "Miasto kości" pod niebiosa!
No tak, chwalić pod niebiosa, ale samą historię. Na pewno nie jakość wydania czy oprawę graficzną, bo oba elementy stoją na niskim, niegodnym tej opowieści poziomie. No spójrzcie na okładkę: czy nie wygląda ona jak screen z tandetnej gry komputerowej? Czy widząc taką oprawę na księgarskiej półce czulibyście się zachęceni do kupna powieści? Ja na pewno nie. Wiem, że książki po okładce się nie ocenia, co w tym przypadku doskonale się sprawdza, ale mimo wszystko większość z nas tak robi, nie ma co się oszukiwać. Jesteśmy wzrokowcami, lubimy patrzeć na ładne obrazki. A z książką jest jak z człowiekiem - najważniejsze jest pierwsze wrażenie, czym w przypadku naszego papierowego przyjaciela jest właśnie okładka. Co się zaś tyczy środka... Literówki! Masa literówek, zwłaszcza pod koniec. Wiadomo, każdy może się pomylić, jestem więc w stanie wybaczyć dwa, trzy błędy, jakich się doszukam, jeśli jednak jest ich więcej? Gdy płacę za książkę średnio 30/40 złotych, to wymagam. Nie mówię już nawet o jakości historii, ale o samym wydaniu. Czyli chcę między innymi rzetelnej i dokładnej korekty. No cóż, tego niestety w "Mieście kości" nie zastałem, ale nie ma tego złego - na dniach ukazało się bowiem nowe wydanie, z genialną oprawą graficzną, w które z pewnością się zaopatrzę!
"Sarkazm to ostatnia deska ratunku, dla osób o upośledzonej wyobraźni."
Lektura "Miasta kości" wprawiła mnie w niemały zachwyt. Bardzo żałuję, że nie było mi dane zaznajomić się z tą książką wcześniej i teraz mam ogromną ochotę na to, aby włożyć dzieło Cassandry Clare do ręki każdemu, by ten przekonał się na jak genialny pomysł wpadła pisarka i w jak bezbłędny sposób przelała go na papier. Bardzo polecam!
Autor: Cassnadra Clare
Tytuł: Miasto kości
Tytuł oryginalny: City of Bones
Tłumaczenie: Anna Reszka
Cykl/seria wydawnicza: seria Dary Anioła - tom I
Wydawca: Wydawnictwo MAG
Wydawca: Wydawnictwo MAG
Liczba stron: 507
Cena z okładki: 35 zł
Moja ocena: 8/10
==========
Wrzesień w pełni, trochę się u mnie dzieje. Muszę na nowo przestawić swój tryb życia, jakoś wpleść w niego szkołę i czytanie, tak abym na wszystko miał czas. Zobaczymy, czy się uda... W nadchodzącym tygodniu powinny pojawić się dwie recenzje i stosik, tak więc do zobaczenia (napisania)! :p
*____*
Cześć, pozdrawiam, Rafał.
Mam takie same odczucia! Książka świetna, ale zgrzytało mi rzekome uczucie między Clary a Jacem. Niemniej świetna powieść i też żałuję, że nie wzięłam się za Dary Anioła wcześniej. A i film okazał się całkiem niezły :)
OdpowiedzUsuńAch, Counting Stars *.*
A nie mówiłam, że MK jest taakie fajne? Oczywiście, że mówiłam. ^^ Mnie Clary nie denerwowała, bardziej śmieszyło mnie jej zachowanie no i literówek u siebie nie pamiętam.
OdpowiedzUsuńNie to żebyś wcześniej lubił Counting Stars :D
Obiecane:
Buźki! :*
Miasto Kości to niesamowita powieść ;) Uwielbiam całą serię ;) I mam podobne odczucia.
OdpowiedzUsuńOne Republic ;D
Zajrzałam z ciekawości. Chciałam zobaczyć, jak odbierze tę książkę facet i widzę, że jest lepiej niż sądziłam. Nawet ocena identyczna jak moja. ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę powieść :D Już nie mogę się doczekać lektury kolejnych tomów no i oczywiście z utęsknieniem czekam na ostatni już tom "Diabelskich maszyn". Polecam także i tę trylogię :D
OdpowiedzUsuńKsiążkę właśnie czytam po raz pierwszy i mogę już stwierdzić, że mi się podoba.
OdpowiedzUsuńNo proszę, męski punkt widzenia i taki pozytywny :D nie spodziewałabym się :D
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać początek w formie m-booka. Zapowiadało się super, ale musiałam odłożyć czytanie, gdyż moje oczy na tym cierpiały ;/
OdpowiedzUsuńNawet mnie przekonałeś, bo też podchodzę do tej lektury sceptycznie i myślę podobnie jak Ty przed jej przeczytaniem... może więc w końcu się zdecyduję po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńNo i po co ja czytałam Twoją recenzję? Nie dość,że od dawna wręcz chodzę z obłędem w głowie myśląc o Mieście kości, to teraz nie będę mogła spać! Przez Ciebie!;) Ach och,no nie mogęęęę, Idę sobie O! :)
OdpowiedzUsuń:D huehuehue
Usuń