poniedziałek, 29 grudnia 2014

"Gwiazd naszych wina" John Green


"Umierasz w środku życia, w środku zdania".

Szesnastoletnia Hazel choruje na raka tarczycy z przerzutami do płuc. Nie może samodzielnie oddychać, a nieodłączą częścią jej outfitu stał się aparat tlenowy o imieniu Philip. Zostało jej mało czasu, wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Każdy dzień może być tym ostatnim. Hazel ciągle siedzi w domu i czyta tę samą książkę - Cios udręki, napisaną przez autora, który nigdy nie odpisał na żaden z jej listów i dopytywań odnośnie zakończenia jego powieści. Przez to jej mama zaczyna myśleć, że dziewczyna popadła w depresję i wspólnie z panią doktor decyduje, że Hazel przyda się chodzenie na grupę wsparcia. Spotkania z innymi dzieciakami chorymi na raka, dzielenie się przeżyciami, wymienianie imion zmarłych, beznadziejne pocieszanie. Każde zgromadzenie wygląda prawie tak samo, czasem zmieniają się tylko twarze - gdy jeden odejdzie, a na kolejnego spadnie wyrok śmierci. Dla niej jest to rutyna, na którą godzi się tylko ze względu na matkę. I Hazel myśli, że aż do końca jej dni nic ciekawego ją tam nie spotka. Prowadzący będzie wiecznie opowiadał tę samą historię, ciągle zadawał te same pytania, czy dobrze się czują, a każdy chory dzieciak będzie odpowiadał, że "dobrze", po czym zamiast schodów zacznie używać windy... aż w końcu w ogóle przestanie przychodzić. Straszne. Ale to norma. Jednak życie przygotowało dla Hazel coś wyjątkowego. I nie, nie mowa tutaj o kolejnym nowotworze. W przeciwieństwie - o czymś dobrym. Wspaniałym. Niepowtarzalnym. Pięknym. Przerażającym. Bolesnym jednocześnie... O miłości. 

"Tak cię pochłania bycie sobą, że nie masz nawet pojęcia, jaka jesteś nadzwyczajna". 

Długo omijał mnie szał ciał na Johna Greena. Kultowego amerykańskiego pisarza. Wybraniałem się jak mogłem, odkładałem przeczytanie jego książek na coraz dalszą przyszłość. Ale gdy już w Internecie coś stanie się popularne, ciężko od tego uciec. A gdy chodzi o książkę lub film, to rzeczą potworną jest unikanie czających się wszędzie spoilerów. I mi niestety się nie udało, dopadła mnie ta senna mara każdego czytelnika. Poznałem zakończenie Gwiazd naszych wina przed przeczytaniem czy obejrzeniem. Dopiero wtedy postanowiłem wziąć się za dzieło Johna Greena, chociaż żałowałem i byłem zły, że zrobiłem to tak późno. Bo być może wtedy, przed drastycznym spoilerem, ta historia wywarłaby na mnie większe wrażenie. Bardziej poruszyła, dotarła, cokolwiek. Chociaż muszę wam powiedzieć, że i tak - nie jest źle. 

Wiedziałem, że będę musiał się zmierzyć z trudnym tematem. Nieuleczalna choroba w tak młodym wieku (hm... w sumie rak jest tragedią i okrucieństwem niezależnie od wieku). Do tego miłość, że niby nadzieja, światełko w tunelu, para skazana na porażkę już przed poznaniem się. Ciekawy byłem, jak to odbiorę, co będę myślał podczas lektury. I najważniejsze - bo od tego to wszystko chyba zależało - jak przedstawi to autor. Zaskoczyło mnie, z jaką lekkością Green balansuje po tak ciężkim, trudnym i grząskim temacie. Połączył młodzieżowy styl z czymś miażdżącym. I mnie się to podobało. Bardzo. Czytałem, zaczynałem zdawać sobie sprawę z wielu rzeczy, poniekąd przeżywałem coś z bohaterami - nawet jeśli czasami do bólu brzucha rozśmieszało mnie wyobrażenie Hazel prowadzącej samochód z tym całym sprzętem do oddychania, ale to już sprawa mojego zrytego poczucia humoru. Tak czy siak historia mnie wciągnęła, nie przytłoczyła. Nie odbiłem się od niej z lekkością, jak dziecko w dmuchanym zamku, bo część Gwiazd naszych wina we mnie została, ale Pan Zielony przekazał mi tę opowieść tak łatwo i płynnie, że z tym ciężkim tematem na kolanach czułem się dobrze i... miałem nadzieję. Nie wiem jak, na co, po co. Z obiektywnego punktu widzenia ta historia raczej nie wydarzyłaby się w prawdziwym życiu. Ale jakoś wtedy kompletnie mnie to nie obchodziło. 

Czasami niestety od bohaterów i pewnych wydarzeń biła taka naiwność i zdarzało się tyle nierealnych sytuacji w stylu "rzygam tęczą", że nie dało się tego nie zauważyć i zignorować. Burzyło mi to nieco obraz całej tej "sielanki w otoczeniu aparatów tlenowych i stosów pigułek do codziennego zażywania", która była tak ładna, że chciało się w nią wierzyć mimo wszystko. Ale jednak i to miało swoje granice i szkoda, że Green czasem nie wstrzymał się z tym całym sadzeniem kwiatków i sianiem jednorożców. Bo kłóci mi się w głowie taka naiwność tej historii z nadzieją i pięknem, w które chce się wierzyć. 

John Green, nawet jeśli przekonał mnie do siebie jako facet od świetnych pomysłów i bajarz, pięknie i z lekkością przekazujący nawet najtrudniejszą historię, wciąż musiał mnie zdobyć jako pisarz. Co niestety mu nie wyszło. Pisze zwiewnie, tak że bardzo łatwo się to przyswaja, a jednak gdy się to czyta... to tak niespecjalnie widać w tym jakiegoś porywającego pisarza, genialnego prozaika. Green - pewnie dobry byłby z ciebie opowiadacz. Ale tutaj nie przekonałeś mnie jako twórca słowa pisanego. Chociaż to tylko jedna książka. Zobaczymy przy następnych! Miej się na baczności, już więcej nie dam ci bonusowych punktów za rówieśników z rakiem! 

Na pewno wielu z was czytało Gwiazd naszych wina. Lub oglądało produkcję filmową. Ba, co ja gadam, każdy pewnie już to zrobił, a tylko ja wyskakuję jak filip z konopi z moją opinią, podczas gdy już wszyscy szał na ten temat mają za sobą. Ale to nie szkodzi. Lubię tak... inaczej. Mnie książka się podobała. Pięknie opowiedziana historia. Nawet jeśli czasem nie dzieją się w niej piękne rzeczy. Trochę niewiarygodna... jednak w niektórych momentach można na to przymknąć oko, prawda? Po co psuć sobie raj. Chociaż chyba już go popsułem w akapitach wyżej. Ah, ten ja. I ah, ten Green. Ah, ta wina naszych gwiazd. Gwiazdusie, piękne jesteście, wiecie? Ale zlitujcie się czasem nad nami. Taka mała prośba. Naprawdę, proszę. I będę podziwiał wasz blask aż do końca... i jeszcze dłużej. Już to robię. Serio. 

Gwiazd naszych wina. Genialna? Nie. Warta przeczytania? Tak. 

"Na tym świecie jest tylko jedna rzecz okropniejsza niż umieranie na raka w wieku szesnastu lat, a jest nią posiadanie dziecka, które na tego raka umiera". 

A, no i jeszcze uwielbiam niektóre wypowiedzi bohaterów. Cytatów mam pod dostatkiem. 

Autor: John Green
Tytuł: Gwiazd naszych wina
Tytuł oryginalny: The Fault In Our Stars 
Rok wydania oryginalnego/polskiego: 2012, 2013
Tłumaczenie: Magda Białoń-Chalecka  
Cykl/seria wydawnicza: -
Wydawca: Wydawnictwo Bukowy Las
Liczba stron: 312
Cena z okładki: 34,90 zł
Moja ocena: 8/10


Boom. Clap. 

11 komentarzy:

  1. Jeszcze nie czytałam, ale zdecydowanie mam w planach;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No popatrz, nie jesteś jedyny :P. Na dniach pojawi się też moja recenzja tej książki.
    Osobiście uważam, że "Szukając Alaski" była lepsza. A, jak wspominałam już właśnie przy okazji jej recenzji, Green jest tak sławny tylko dzięki swojemu stylowi pisania. Gdyby nie był on tak lekki i zwiewny, to nie sięgałoby po niego tak wiele osób. My mamy Żulczyka, który napisał powieść o podobnej tematyce, lepszą, ale co z tego, skoro jest napisana pięknie, metaforycznie i czyta się ją raczej trudno (ale wciąż bardzo przyjemnie).
    To na tym polega fenomen Greena.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żulczyk ostatnio mi chodzi po głowie i mam w planach przeczytanie jakieś jego książki. Jeśli spodoba mi się styl, to z chęcią sięgnę po więcej. :D

      Usuń
  3. Ja zaczynałam swoją przygodę z Greenem właśnie podczas tego szału na niego. Chociaż nie w samym apogeum, ale już po wydaniu "Szukając Alaski". Ale co to ma do rzeczy? Może to, że właśnie od SA zaczęłam i paradoksalnie to wlasnie ona zrobila na mnie o wiele wieksze wrazenie niz GNW. To prawda, jest to ksiazka troche przeslodzona, troche nierealna, ale myslę, że do zmierzenia się z takim tematem jakim jest rak, trochę tego słodzenia było potrzebne. Osobiście uwielbiam Greena, cenię go jako pisarza, ale teraz już nie jestem skłonna dać jakiejkolwiek jego książce 10/10 tylko za to, że porusza trudne tematy. Mam wrażenie, że ten szał na niego trochę zmalał i teraz jego książki czytają po prostu osoby, na których zrobił wrażenie wcześniej. Jestem ciekawa jak wypadnie jego kolejna książka, której premiery możemy spodziewać się bodajże w lutym. Pozdrawiam!

    http://czytanie-i-ogladanie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dużo osób mówi o genialności "Szukając Alaski", ale słyszałem też kilka opinii, że jest okropna, jednak przekonuję się do sięgnięcia po nią w najbliższej kolejności.
      Też czekam na "Will Grayson, Will Grayson" i jej to już w ogóle jestem ciekaw! :D

      Usuń
  4. Ostatnio zakupiłam tę książkę, jestem bardzo jej ciekawa, tylko trochę zniechęca i odstrasza ten bum na nią :)

    OdpowiedzUsuń
  5. I tak fajnie, że Ci się chociaż podobała i to nawet trochę bardzo :). A Hazel prowadząca samochód - nadal nie rozumiem co Cię mogło w tym śmieszyć, ale ok :D

    OdpowiedzUsuń
  6. GNW było dla mnie przeciętne , wiele zachodu o płytką historyjkę młodzieżową . Jednak wykonanie Greena dodało uroku książce ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie porwała mnie, po tylu zachwytach wszystkich dookoła odnośnie tej książki spodziewałam się czegoś dużo lepszego i być może tu tkwi problem. Za bardzo się nastawiłam.co do niej. Osobiście uważam, że Szukając Alaski jest najlepszą książką Greena ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa, serio. Okej. To się w najbliższym czasie zaopatrzę w to SA, zbyt dużo osób jest na "tak" w stosunku do tego tytułu.

      Usuń